Od pewnego czasu łączymy pasję podróżniczą z bieganiem. Przebywając w innych krajach, staramy się zwiedzać - biegając. I w taki wlaśnie sposób zwiedziłyśmy Włochy- Sycylię, Rzym, Mediolan, Grecję- Ateny, wyspy Santorini i Kretę, Turcję, Hiszpanię. Jednak nigdy nie udało nam się wziąć udziału w organizowanym za granicą biegu. A ponieważ planowałyśmy polecieć na Kubę, postanowiłyśmy tym razem połączyć wyjazd z udziałem w biegu. Na kubańskiej stronie: mapoma.es znalazłyśmy informację, że tegoroczny maraton odbędzie się w Hawanie 16 listopada. Już w kwietniu ruszyły zapisy i trochę w ciemno, licząc na to że pojawią się kuszące promocje linii lotniczych, zdecydowałyśmy się na start w maratonie. Pojawiła się jednak wątpliwość - maraton czy połówka. W listopadzie średnie temperatury w Hawanie to 28 -29 stopni C, a wysoka wilgotność powietrza sprawia, że bieg w takich warunkach jest bardzo utrudniony. Dlatego po krótkiej naradzie zapadła decyzja – biegniemy półmaraton. Opłatę startową,która w tym roku wynosiła 50 euro, należało wnieść już przy rejestracji. Wobec wielu pojawiających się w internecie ostrzeżeń co do korzystania z kart kredytowych w tym kraju, kupiłyśmy kartę pre-paid i z niej przelałyśmy wymaganą kwotę. O dziwo, na stronie pojawiło się potwierdzenie wpłaty gotowe do wydrukowania. Niestety na stronie mapoma.es działała tylko hiszpańskojęzyczna wersja formularza zapisów. Tak więc mogłyśmy zaplanować wyprawę i szukać promocyjnych biletów. Pomyślałyśmy, że dobrze byłoby przylecieć do Hawany kilka dni wcześniej, by pozwiedzać i zaaklimatyzować się. Możliwość zakupu biletów w promocji pojawiła się w czerwcu, kupiłyśmy więc bilety w KLM, a miesiąc później zarezerwowałyśmy 6 dniowy pobyt w hotelu Bruzon ( w atrakcyjnej cenie około 850 złotych za dwie osoby ze śniadaniem). Zapakowałyśmy do plecaków dodatkowe pary starszych butów biegowych w których zamierzałyśmy pobiec pół-maraton i po zakończeniu oddać je kubańskim biegaczom. Czytałyśmy w relacjach z Kuby, że biegacze na mecie często proszą o taką przysługę. Zabrałyśmy też kilka koszulek technicznych z różnych polskich biegów aby oddać je Kubańczykom.
Sporym problemem okazało się wyżywienie,
lektura turystycznych portali poświęconych Kubie nie budziła wątpliwości, że
jest to kraj, w którym większość produktów żywnościowych jest na kartki,
dlatego zabrałyśmy ze sobą - konserwy, muesli,
batony. Lot
był długi i męczący. Najpierw 2,5 godzinny lot do Paryża, potem 12 godzin na
lotnisku de Gaullea.Na miejscu, hotel okazał się być hotelem dla kierowców
autobusów, śniadanie to dwie podgrzewane
bułki ze skrawkiem żółtego sera, a do picia
ciepła kawa z mlekiem. Pokój był zagrzybiony, nie zawsze była woda.Wieczorem
przywozili ją do hotelu w cysternie. Kilka dni, które nam pozostały do biegowej
niedzieli przeznaczyłyśmy na zwiedzanie czyli biegowe wycieczki po mieście. W ten
sposób zwiedziłyśmy starą część Hawany czyli Habana Vieja, Catedral de San
Cristobal, Castillo de Real Fuerza, zamek fort Morro i Kapitol, który niestety
był w remoncie. Nieczynna była także największa fabryka cygar „Partagas”
zwiedziłyśmy więc małą fabrykę „Romeo y Julieta”. Biegałyśmy wzdłuż bulwaru
Malecon, pobiegłyśmy nim również po
pakiety startowe, które odebrałyśmy w jednym z nielicznych w Hawanie luksusowych
hoteli - hotelu Melia Cohiba. Informacje o maratonie zostały przez Kubańczyków
dobrze przygotowane. Na dwa tygodnie przed wylotem otrzymałyśmy mailem
niezbędne informacje o trasie biegu wraz z mapką, miejscu i godzinach odbioru
pakietów oraz ogólne informacje o przewidywanej pogodzie i porady dla biegaczy
dotyczące jedzenia i ubioru. Najbardziej zagadkowe było ostrzeżenie, żeby nie
biec przy krawędzi jezdni gdyż groziło to obrażeniami ciała. Na miejscu okazało
się, ze porada była bardzo przydatna. Hawańskie jezdnie i chodniki są nierówne,
krzywe i dziurawe. A wieczorem ulice są bardzo słabo, albo wcale, oświetlone.
Odbiór pakietów startowych w hotelu odbył się właściwie bez większych problemów.
Pakiet dość skromny - koszulka techniczna, zaproszenie na pasta party na
Estadio Latinoamericano i niespodzianka - medal. Rano - wczesna pobudka, bo start maratonu i pół maratonu zaplanowano na
godzinę 7.00. a do miejsca startu miałyśmy ponad 4 kilometry. Trzeba dodać, że
w Hawanie komunikacja miejska praktycznie nie działa.O 7.oo stanęłyśmy na
starcie.Obowiązkowym wyposażeniem był plecak biegowy z paszportami, pieniędzmi
i aparatem fotograficznym. Nie zalecano pozostawiania tych rzeczy w hotelu. A dlaczego
- przekonałyśmy się o tym na własnej skórze, kiedy to wieczorem na
nieoświetlonej ulicy odparłyśmy atak miejscowych rabusiów, którzy chcieli zawłaszczyć
nasz niebieski plecaczek „Carrefour Maraton Warszawski” z aparatem i innymi
drobiazgami. Pieniądze i paszporty nosiłyśmy w kieszeniach. Sznurki plecaka
okazały się mocne i po krótkiej szarpaninie plecak pozostał w naszych rękach a
dwaj niedoszli złodzieje uciekli.
|
A wracając do biegu, punktualnie o 7.00 wystartowaliśmy. Linie startu ustawiono na Paseo del Prado naprzeciwko Kapitolu. Dalej trasa prowadziła obok Muzeum Rewolucji, bulwarem Malecon, Calzada, Boyeros, Santa Catalina, Via Blanca, Plaza de la Revolucion, Allende aż do Prado. Kiedy przed 8.00 wbiegliśmy na Malecon było już tak gorąco i duszno, że biegło się coraz trudniej. Na szczęście punkty z wodą ustawione były co 3 kilometry. Na bulwarze dołączył do nas Kubańczyk Javier, przedstawił nam swoją siostrę, i przez cały bieg bardzo dbał o to, by przy punktach odżywczych była dla nas woda i stale pytał czy wszystko OK. Niestety nie było tak do końca OK, bo na punktach odżywczych zamiast kubków pojawiły się woreczki z wodą, jakimś słodkim napojem i oczywiście bez słomki. Zawartość pierwszego, przy próbie rozgryzienia, wylałam na siebie.W trakcie biegu Javier zapytał czy oddamy mu swoje buty biegowe. Byłyśmy przygotowane na takie pytanie, ale musiałyśmy przecież jakoś wrócić, umówiłyśmy się więc z nim, że po zakończeniu biegu przyjdzie do hotelu po obiecane buty. Na mecie zameldowałyśmy się z fatalnym, nawet jak na nas, czasem 2:15 ale w panujących warunkach pogodowych nie dało się lepiej pobiec. Zwycięzca pół maratonu przybiegł w czasie 1:10:02, najlepsza kobieta 1:20:56. A tegoroczny zwycięzca maratonu w Hawanie osiągnął czas 2:28:45 Tuż za metą biegacze kubańscy tradycyjnie prosili o buty. To bardzo smutny i przygnębiający widok bo większość z nich biega w zwykłych tenisówkach lub bardzo zniszczonych butach.. Gdy później w hotelu pojawił się Javier, odebrał nasze buty i parę koszulek technicznych, opowiedział nam , że jest nauczycielem wychowania fizycznego, że trenuje dziewczyny i to dla nich właśnie potrzebuje obuwia biegowego. Wzięłyśmy od Javiera adres z myślą że wyślemy mu kilka par obuwia.
Po tygodniu w Hawanie wyruszyłyśmy do Viñales, szlakiem plantacji tytoniu. Niestety zarówno plantacje jak i formacje skalne zwane mogotami w Dolinie Viñales można było zwiedzać wyłącznie w ramach krótkich, kilkugodzinnych wycieczek z przewodnikiem. Samodzielne wyprawy były zabronione, toteż bieganie musiałyśmy ograniczyć wyłącznie do udeptywania asfaltu w okolicach miasta. Ale i tak miałyśmy piękne widoki. Warto było polecieć na Kubę. Warto, mimo niedogodności z brakiem wody, energii elektrycznej, skromnej kuchni, skromnego lokum, socjalistycznej propagandy na kazdym kroku, wizerunków Fidela Castro i Che Guevary na plakatach i murach. Warto, choćby dla samego udziału w biegu.
Po tygodniu w Hawanie wyruszyłyśmy do Viñales, szlakiem plantacji tytoniu. Niestety zarówno plantacje jak i formacje skalne zwane mogotami w Dolinie Viñales można było zwiedzać wyłącznie w ramach krótkich, kilkugodzinnych wycieczek z przewodnikiem. Samodzielne wyprawy były zabronione, toteż bieganie musiałyśmy ograniczyć wyłącznie do udeptywania asfaltu w okolicach miasta. Ale i tak miałyśmy piękne widoki. Warto było polecieć na Kubę. Warto, mimo niedogodności z brakiem wody, energii elektrycznej, skromnej kuchni, skromnego lokum, socjalistycznej propagandy na kazdym kroku, wizerunków Fidela Castro i Che Guevary na plakatach i murach. Warto, choćby dla samego udziału w biegu.
Opracowanie i zdjęcia: Krystyna
Paszek i
Krystyna
Pawelec